Płowce

Kolberg o Płowcach wspomina jako o „znakomitszej wsi w Kujawach”. Pisze:  „(...) włość rozległa, pamiętna zwycięstwem Łokietka nad Krzyżakami r. 1331, z pomnikiem tej bitwy i księgozbiorem familijnym założonym przez niegdy kasztelana Biesiekierskiego, gdzie także jest zbiorek wykopanych starożytności, jak: ostróg, strzemion, kawałków przyłbic i drzewców krzyżackich, toporków kamiennych (pogańskich), nożów itp.”
O śladach tego istotnego wydarzenia, jakim była bitwa z Krzyżakami, wspomina: „Przedmioty z bitwy krzyżackiej pochodzące znajdowano na polach w kierunku ku Witowu i Głuszynu. I w ogóle z wojen Krzyżaków, na pobojowiskach Kujaw (mianowicie pod Płowcami) dotąd wykopywane bywają ułamki broni, oraz nadzwyczaj wielkie podkowy i olstra u strzemion)”.
 
Świadomość historycznej przeszłości tej okolicy zauważał w opowieściach miejscowej ludności, między innymi w „przywidzeniach” jednego z mieszkańców Płowiec: „Fantazya ukazywała mu (jak sam opowiadał) nieraz przy blasku wyzierającego z pod czarnej chmury księżyca, na karych koniach wojska krzyżackie w białych płaszczach, na których wyszyte czerniły się krzyże, mknące liniją Żalów na polach wsi Płowce. Widma te znikały w połowie nocy z zapianiem kura, pędząc kłusem ku granicy pruskiej z przerażającem tętnieniem i szczękiem oręża. Strach, a nawet żałość, mimo zniknienia duchów, wzmagały się w nim, gdyż miał przekonanie, że każde takie zjawisko zapowiadało w kraju biedę i wojnę. Mówił wreszcie, jak po dziennej pracy, na cmentarzu byłego filijalnego kościoła, dzwoniącemu na Anioł Pański, tamże pochowani przedniejsi wodzowie Krzyżaków, jękiem, a nawet otwieraniem się mogił, przeszkadzali.” (t. 3, s. 32)
 
Kolberg poświęca fragment swojego dzieła osobie sprawiedliwego sołtysa: „W Płowcach był sołtys, nazwiskiem Smok, który rozkład podatków i ciężarów publicznych, w tak licznej jak ta osadzie, w stosunku obszaru przez włościan posiadanego, trafnie i sprawiedliwie bez przeciążania kogokolwiek sporządzał, z obrachowaniem do podziwienia dokładnym, tem bardziej, że nie umiał czytać ani pisać (t. 3, s. 46).
 
Innym spośród znaczących, zapamiętanych mieszkańców wsi był „stary Mikołaj” - przez kilkadziesiąt lat „pastuch i balwierz wiejski”. Kolberg pisze: „(…) na swej wielkiej, jabłonkowej, wyżej głowy sięgającej lasce, inkrustowanej różnymi metalowymi guzikami i cyną, oznaczył  [on] jakimiś hieroglifami wywód genealogiczny licznych rodzin włościańskich, osiadłych w Płowcach; nadto od  swych dziecinnych lat, daty ważniejszych wydarzeń, jako to: nieurodzaju, pogorzeli, pomoru ludzi i bydła; wiedział nawet ile lat upłynęło od sławnej bitwy pod Płowcami (…) Zgoła, ta laska była prawdziwą kroniką Płowiec”
 
Mikołaj wspomniany jest przez Kolberga także jako twórca scenicznego wózka, z którym corocznie obchodził chaty w Zielone Świątki: „zwykł był od chaty do chaty pchać przed sobą na dwóch kółkach wózek, na którym za pomocą sznurka różne ruchome figurki okazywał na scenie, przedstawiającej Gaik w świeżej zieloności rozkwity, przy towarzyszeniu śpiewu następującego:
 
Niech Bóg będzie pochwalony, w wieki wieczne przez nas czczony. Mój gaik zielony, pięknie przystrojony [...]”
 
On sam był także autorem tej poezji. Obchodząc chaty życzył powodzenia domowi, gospodarzowi w polu i gospodyni  w ogrodzie. „Kończył rozsądnem napomnieniem dzieci i czeladzi, co winni rodzicom, anu i gospodarstwu. Po skończonym objeździe, stary Mikołaj nie próżno do domu wracał; był pełen koszyk jaj na wózku umieszczony, koszałka napstroszona kiełbasami i grosiwa sporo.” (t. 3, s. 47)
 
Mieszkańcy Kujaw opisani się jako żyjący dniem dzisiejszym, „z pracy rąk”. Kolberg zwraca uwagę na wzajemne relacje ludzi, które opisuje następująco: „[...] niejeden z nich obojętnym jest nieraz na to co się około niego dzieje; nie troszczy się o jutro, nie dba o nazwiska osób, w którymi w pewnym zostaje stosunku [...]”.
 
Ilustrując to przytacza anegdotę z Płowiec: „Chłop się raz odezwał do pani: Posłałem Jagnę, ażeby my poszukała w świecie żony, a som szed'em do wsi po kłodę (beczkę) do kapusty. Wtenczasz przyszło my na pamięć, że nońduje (znajduje) się tu taka niewiasta (żona); myślę sobie: No, czegóż mom daleczno szukać?” (t. 3, s. 49)
 
W kwestii małżeństw pisze Kolberg, że tak, jak i wszędzie były najczęściej kwestią interesu, a zawierano je „bez wielkich zachodów”. To również obrazuje anegdotą: „Gdy raz targ był o posag narzeczonej (o krowy), a ona głośnych tych zwad była świadkiem, odzywa się więc rozgniewana z komory: No, to ja nie chcę! - A ojciec pana młodego na to: Eh, cicho głupia! Ona myśli, że to tu o nią!” (t. 3, s. 50)
 
Podobnie jak w innych miejscowościach, w Płowcach także zebrał Kolberg miejscowe historie czy przesądy. Jeden z przesądów „lekarskich” poucza jak ustrzec się przed febrą: „[...] Niech chory wejdzie do pieca lub w komin na dachu i woła: Ty mnie szukosz, a ja są! (tu)”. (t. 3, s. 97)
 
Kolberg pisze też o obrzędach domowych związanych z dzieckiem. „Takie dziecko miewa uroczne oczy, które dwa razy do piersi było przysadzane i które w trzy wielkie piątki ssało piersi matki (w ciągu trzech lat). Urok taki sprawia ból głowy lub oczów i inną chorobę”. Zaradzić na to można było według płowieckiej ludności zawiązując na szyi dziecka czerwoną tasiemkę. Urok odczyniano węglami i razowym chlebem: „jeżeli węgle utoną, a chleb pływa, to urok zostaje; w przeciwnym razie, ginie” (t. 3, s. 248)
 
Mieszkańcom Płowiec towarzyszyły też różne istoty nadnaturalne. Przytoczona zostaje zabawna historia kobiety, która „miała w sobie podobnego Złego-ducha”: „Ten miewał swoje zachcenia, którym i ona ulegać musiała. I tak: gdyby w niej chrząkneło coś: hm, hm! - to ona już się zaraz odzywała: „ot, już mu się gorzały chce! Już psiąkrew ma sucho w gardle!” (t. 3, s. 100)

Ładowanie...

Indeksy