Częstochowa

Oskar Kolberg był w Częstochowie w roku 1853 o czym wspomina w wykazie swoich podróży oraz prawdopodobnie w roku 1855. Pracując jako księgowy w Zarządzie Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej, której trasa przebiegała przez Częstochowę, mógł tam być wielokrotnie.

W swojej monografii tak pisał:
„Częstochowa miasto głośne pielgrzymkami jakie się doń odbywają, składa się z dwóch części, tj. Starej i Nowej Częstochowy. Stara Częstochowa zbudowana w pobliżu rzeki Warty, ma kościół św. Zygmunta, starszy od klasztoru Jasnogórskiego, nader okazałą synagogę, ratusz, szkoły, kilka fabryk itd. Od Starej Częstochowy i stacyi drogi żelaznej, prowadzi dość łagodnym wzniesieniem się pod górę ku klasztorowi ulica długa na wiorstę i drzewami sadzona, stanowiąca miasto Nową Częstochowę. Na szczycie tej wyniosłości, zwanej Jasną Górą, leży obwarowany murem klasztor ks. Paulinów wraz z kościołem i kaplicą z cudownym obrazem Matki Boskiej, zdobny w nader wysoką wieżę, która już z dala o 4 mile pątnikom postrzegać się daje. Lud utrzymuje, iż miasto to zostało dlatego nazwane Częstochową, iż często chowało, czyli ochraniało żołnierza przed nieprzyjacielem. Inni zaś powiadają, że etymologii wyrazu szukać należy w tej właściwości, iż dochodząc do tej miejscowości, często się ona chowa za wzgórzami, których liczą siedem”.

Zamieścił też Kolberg legendę o cudownym obrazie:
„W roku 1430 napadli na klasztor husyci (tak opiewa tradycja) i rabując go podobnie jak inne klasztory, uwieźli i obraz cudowny. Lecz zaledwie dojechali do miejsca gdzie dziś stoi kościół św. Barbary, konie mimo bicia i szarpania ruszyć już stąd dalej nie chciały. Wtedy jeden z bezbożników zrzuca obraz z wozu na kamienie i rozbija go na trzy części, gdy drugi szablą zadaje obliczu Bogarodzicy dwa cięcia dotąd widzialne i gdy po raz trzeci się nań zamierza, padają obadwa przy nim trupem, a reszta napastników pierzcha. Na tym miejscu gdzie wóz stanął, wytrysło źródło, z którego pątnicy czerpią uleczającą wodę, a tuż obok stanął kościół św. Barbary. Obraz naprawiono w Krakowie, lecz obu tych cięć żadna sztuka mistrzów zagładzić nie zdołała; i powieziono znów w tryumfie do Częstochowy, gdzie sława jego rosła z dniem każdym i coraz szerszy w kraju i za granicą zyskiwała rozgłos”.

W opisie Częstochowy nie mogło też zabraknąć wzmianki o ‘kompanijach pielgrzymów’:
„Kompanije takie pątników zbierają się w grupy towarzystw po kilkadziesiąt ludzi liczące. Mężczyźni i kobiety z zawiniątkami i tłumokami na plecach, obejmującymi wiktuały i potrzebną odzież, z kantyczkami i różańcem w ręku, postępują z wolna pod przewodem obranego starszego, który dba także i o wygodę i noclegi po drodze. Każda z takich kompanij, zawsze jedną parafię stanowiących, idzie ze światłem i chorągwiami, ma między sobą albo księdza, albo najczęściej jednego czytającego książki i zaczynającego pieśń, niby kantora, który zgromadziwszy pod krzyżem na najbliższej Częstochowy stacyi pobożnej (zwykle na górze) całe towarzystwo i zaleciwszy mu padnięcie na kolana, sam stojąc, ze zwróconym okiem na kościół Jasnogórski, zaczyna perorę”.

O zwyczajach Kolberg pisał:
„W dniu Narodzenia N. P. Maryi, czyli na Matkę Boską Siewną (8 września), uroczystość i wielki odpust w Częstochowie. Wtedy to liczne kompanije pielgrzymów ze wszech stron przybywają i cisną się pod Jasną Górę, która nieraz całą zalegną ubożsi, gdy bogatsi po różnych mieszczą się gospodach”.

O obrzędach związanych z pogrzebem:
„W okolicy Częstochowy, zaraz po zgonie chorego, którego, by mu niby ulżyć męki skonania, kładą na rozesłanej słomie (kłocie), którą później wyrzucają na drogę lub śmiecie i palą, wynoszą z izby rzeczy święcone tj. wodę, zioła itd. Niekiedy nawet ławy, stoły i stołki, lub przewracają takowe. Żona we łzach zawodzi wtedy przed chatą głośne skargi i żale o nieszczęściu i osieroceniu swym, w czym jej wtórują nadbiegłe z innych chat sąsiadki”.

W zachowanych rękopisach Kolberga nie brak też opisów wierzeń demonologicznych, jak ten o Wile: „Wystawiają sobie go jak małą osobę z brodą, w czarne odzienie ubranego, z przepaską białą i laską długą w ręku. Zatrudnia się straszeniem niewielkim ludzi. Pokazuje różne figle po nocy, a gdy się go kto zlęknie, śmieje się i różne śmiszne gierka pokazuje, stąd też u ludzi niektórych poszło przysłowie: takiś jako wił lub szaliswiak, wiła – gdy chcą ucieszną osobę nazwać. Mówią, że to diabałko, ale pewnie to był u dawnych Polaków miany za bożka – gdy światło religii chrześcijańskiej rozeszło się, z bożka zrobili diabełka Wiła; najbardziej się naśmiewać ma z dziewek uwiedzionych, które po tym uczynku płaczą i narzekają”.

Są też wzmianki o czarownicach:
„Wystawia je sobie nasze pospólstwo jako kobiety wysokie, chude, nadzwyczajnej złości – żyjące w samotności, w głębokich pustyniach, w pałacu zaczarowanym, mające moc z ludźmi znajdującymi się przypadkiem w ich zaczarowanej jaskini czynić do upodobania różne twory, jako to zmienić w węża, a szczególniej w kamień czarny tych ludzi, którzy jej się zlękną i poddają za dotknięciem się rózgą, którą zwykły zawsze przy sobie nosić. Mają ich dwie: jedną (sucha, czarna) do zaczarowania, drugą zieloną, do odczarowania. Ta mniemana jędza ma w nocy w zaczarowanym pałacu zabrane królewny, księżniczki lub inne dziewczyny pięknej urody, które trzyma zamknięte, nie dając im nigdzie wychodzić, dając im za pokarm i napój korzonki i wino. Lecz chociaż je dręczy niewolą, jednak nigdy się nie starzeją i nie tracą swej piękności, z jaką były od niej zabrane. Bo gdy się znajdzie człowiek nie dający się uwieść tej leśnej poczwarze i potrafi ją zwyciężyć, wydziera jej rózgę zieloną i czarną; czarną spali, zieloną wytnie każdy kamień leżący kole owego pałacu (których jest bardzo wiele), powstają ludzie z nich w tym samym wieku i piękności, w jakiej byli oczarowani. Z pałacu uwalnia owe niewinne, które w nim cierpią. Pod tym pałacem niekiedy znajduje się otwór, który prowadzi do podziemnego państwa lub też królestwa zaczarowanego. Tam też znajduje się smok o siedmiu łbach i trzyma królewny do usługi swoje”.

Ładowanie...

Indeksy