Głuszyn

Kolberg bawił w Głuszynie w roku 1865 u rodziny Sokołowskich. Michał Sokołowski, podobnie jak Antoni Robert Morzycki z Ruszkowa, zbierał wpłaty na bilety prenumeraty” na planowaną przez Kolberga monografię regionu kujawskiego.
Kontakt z Sokołowskimi nie zakończył się po wyjeździe Kolberga z Kujaw. Przesłali mu oni listownie zapisane przez siebie przysłowia i drobne notatki dotyczące gwary. Dziękując za nie, Kolberg przekazywał ukłony dla pani Sokołowskiej, która jak pisał: „niejednym także szczegółem moją tekę wzbogaciła”.

Kolberg zanotował w Głuszynie m.in. bajkę o owczarku i zbójcach:
„Było trzech braci; dwóch mądrych, a jeden głupi. I służyli we wsi za owczarków. Mądrzy pasali owce a głupi im nosił jeść. Raz, ci dwóch ostawili go żeby pilnował owiec, a oni sami pójdą na obiad. I powiedają mu, żeby nie dał rozchodzić się owcom, ale żeby je zganiał i w kupce trzymał. On też jak odeszli, zabijał je kijem i wszystkie na kupkę pokładł.

Jak bracia wrócili, zastali wszystkie owce pobite i na jednej kupie poskładane. Wtedy, jak one owce mieli chować (pogrzebać) wykopali dół głęboki, nosili i kładli w niego owce; óni zawsze każden po jednyj, a głupi zaś po dwie tam kład(ł). Potem, nic nie mówiąc, poszli wszyscy na obiad do domu. I dali iem jeść kluski Tak ten głupi brał po jednyj klusce na łyżkę, a ci mądrzy brali po dwie; a on do nich powiada: Aha, a takieśta wy mądre; to wy po dwie kluski bierzeta na łyżkę, a po jedny owcy tylkoś-ta nosili? Kiedy ja po dwie owce nosiłem a ino po jedny klusce bierę! Wtenczas óni mu po cichu mówią żeby (aby) już nie gadał i nie wydawał tego przed nikiem.

A tymczasem mądrzy, widząc że z niemy bedzie źle, powoli jeden za drugim wymykali się i nareście z chałupy wyszli i dźwi od sieni zaparli. Ale on to spostrzegł, i bieży za niemy; ale że ni móg prędko dźwi otworzyć, zatem je wzion ze skobla i z haków na plecy, i z temy dźwiami gonił ich. Ci dwóch, jak się obejrzeli i widzą że ten za niemy drze i jeszce dźwi na plecach dźwiga, tak jeszce prędzy zmykają do boru, a ón za niemy. Widzą że ich dopędza, suwają w bok i na gałęzie na drzewo, a ón też leci za niemy, drapie się na drzewo i te dźwi za sobą wciąga. I tak wszyscy trzech siedzą na onyj drzewinie j-aż do nocy. Aż tu na jeden raz przychodzi banda złodziejów i rychtyk pod tym drzewem roztasowali się. Napalili ogień, zaczęni sobie jedzenie gotować i pieką mięso. A temu głupiemu na drzewie zachciało się z wodą i mówi do braci: jo nie wytrzymom — a óni do niego: ej, daj pokój bo nas zgubisz. Kiej do garka coś zleciało, jeden ze złodziejów patrzy i widzi coś groźnego na drzewie, i odzywa się do towarzyszów: „e,j to ptok (ptak) otrząsa rosę. Ale strzelił w górę, a przestraszony głupi puścił swoje dźwi, które jak spadły, jednemu nogę przytrzasły i ogień zgasiły, a drudzy przestraszeni zaczeni uciekać. Wtenczas ci trzech zeszli z drzewa, poderżnęli temu złodziejowi język, żeby ich ni móg wydać i puścili go, a ten kiedy big (biegł) za swojemi towarzyszamy, chciał wołać: poczekaj! — a bełkotał nieustawicznie: poklękaj!”

Ładowanie...

Indeksy