Folwark mazewski przez 30 lat (od 1846 roku) zostawał w dzierżawie Wacława Aleksandra Maciejowskiego – filologa, historyka zainteresowanego również kulturą ludową, który opisał historię wsi w osobnej monografii („Bilblioteka Warszawska” 1857).
To posiadłość Maciejowskiego była bazą wypadową Kolberga do badań w Łęczyckiem. W samym Mazewie i okolicach spędził Kolberg, jak wiadomo z korespondencji, 15 dni.
W Mazewie, podobnie jak na terenie całego Łęczyckiego, znajdował Kolberg pozostałości dawnych wierzeń i pogańskich zwyczajów. Tak argumentował zachowanie się tych tradycji: „Nie dziw przeto, że w ziemi tak niegdyś lesistej, bagnistej, a tak płodnej w tradycye, zachowały się żywiej i dłużej niż gdziekolwiek, mimo wczesnego zaszczepienia tu chrześcijaństwa, wspomnienia wielu, z pogańskich czasów dotrwałych, istot nadprzyrodzonych. Że zarówno z licznemi pielgrzymkami odbywanemi podczas odpustów do tutejszych i pobliskich miejsc cudownych, obiegały też po kraju rozliczne gadki o złowrogiem działaniu wszelkich sił nieczystych z całej tutejszej branych i personifikowanych przyrody, wespół z dykteryjkami o złośliwych sprawkach owego mości-pana Boruty. Toteż obok ściśle zawsze wykonywanych przepisów religijnych, nie zaniedbywał lud tutejszy uciekać się co chwila do guseł i wszelkiego rodzaju zabobonnych praktyk.”
Przykładem są choćby opowieści o złośliwościach Boruty: „Niedaleko Mazewa jest w polu kilka stosów kamieni dużych polnych. Zapytany o ich znaczenie wieśniak opowiedział, że to diabeł niósł kamieni, aby niemi zawalić jakiś kościół, lecz gdy kur zapiał, diabeł musiał wszystkie kamienie rzucić. Ale, mówił ów chłop szepcąc: ‘licho nie śpi, on tu ich pilnuje, ten diabeł, i dlatego o złem nie trza w tem miejscu gadać, bo się może wiele złego z tego narobić.”
Śladem po dawnych, magicznych praktykach może być zawołanie na św. Jana: „Przeskakując przez ten ogień, jak i przez rowy dla zabawy, okręcają kilkakrotnie rękę koło ręki w powietrzu i wykrzykują te kilka słów, których znaczenia atoli wytłumaczyć nie umieją:
Maga, maga, przepieraga, stłukła d… o skorupę; hyc! – nima nic!”
Ciekawym elementem wesela, o którym donosi Kolberg, należącym z pewnością do bardzo starych praktyk związanych z magią agrarną, należy taniec z miskami z grochem. Zwykło się przy nim śpiewać:
„Zasiała ja grochu na przyłogu,
i urodził mi się, chwała Bogu.
A w tymże-to grochu wieprzak ryje,
a i wyrył ci to złote ziarno,
a i podnieś-że je młoda-panno.
Zanieś-że je, zanieś do złotnika,
a i do dobrego umiejętnika.
A i zrobi on tarę [czarę] z niego.
A toć my tą tarą pijać będziem,
a i panna-młoda z druchenkamy,
a i pan-młody z drużbeckamy”.
Podczas wesela tańczy się również taniec zwany tu wolnym lub chodzonym, będący pierwowzorem poloneza. Przy wolnym śpiewa się na przykład:
„A pojąnem sobie nieprzepłaconą,
a księdza plebana siostrę rodzoną.
A pojąnem sobie dziewcynę płochą,
ona mi ucieka, a ja ją kochom”.
Do żartobliwych piosenek należy ta o pastereczce:
„Za krzewiną, za lescyną pasła pastereczka.
Pasterecek do nij, a óna się broni,
o gąbkę ją pyta i za rękę chwyta.
Daj mi pokój, pięknie prosę,
bo ja swą trzodę rozpłosę.
Cy rozpłosys, nie rozpłosys,
ja buziaka pragnę.
A jak my gęby nie das,
to ci wianek skradnę.
Cóż ci krzywy ten mój wianek,
wywrócis mi z mlekiem dzbanek.
Ach mój Boze, mocny Boze!
z tej murawy twarde łoze.
A cy twarde, cy nie twarde,
zagram na fujarce.
Juz nie będę więcy płacić,
łęsyskiej synkarce”.