„Wieś z cerkiewką na wyniesieniu i dworem, do rodziny Krasińkich należąca” / str. 14 t. 35
Wieś, dziś już należąca do Ukrainy, we wspomnieniach Oskara Kolberga zachowała się głównie w opisie rolnictwa, czyli uprawie.
Jak Pisze Oskar Kolberg, w dworach szlacheckich, które wynajmują najemników czyli najmytów, którym płacą w jedzeniem i ziarnami, daje się zadanie obrabiania pola. Zwykle czynili to wołami rzadziej końmi. Woły nazywane były odpowiednio: Żuk (czarny wół), Boczyj (czyli Boczasty, taki który ma biały brzuch), Krasy (pstry, nakrapiany) lub podobnie jak krowa, czyli Krasula.
Najbardziej charakterystyczny dla Wyszatyc ostał się sposób zawoływania drobiu:
Kazała maty – kurok woła
tiur, tiur, tiur – tiuroczki,
tiur, tiur, tiur – luboczki
pryjdit do chaty
kazała maty
Kazał maty – indyk wołaty
kul, kul, kul, kuloczki,
kul, kul, kul, luboczki,
pryjdit do chaty – kazała maty
Kazała maty – husok wołaty
huś, huś, huś husoczki
Kazała maty – kaczok wołaty
taś, taś, taś, tasoczki
/ str. 11 t. 35
Jeśli chodzi o ubiór w Wyszatycach bardzo charakterystyczne było, jak pisze
Kolberg, sukmany noszone przez mężczyzn, długie, z wywijanymi lub stojącymi kołnierzami, czarne lub bure. Latem chodzono w tzw. płóciennicy a kobiety nosiły tu sukmanki lub kaftanki. /str. 13 t. 35
Dożynki w Wyszatycach miały cały rytuał.
Wraz ze ścięciem żyta i pszenicy, kładło się sierpy pod ostatnie 9 snopów (wpierw żyta potem pszenicy). Wtedy żniwiarki (inaczej mołodyce / drużki lub pod – drużki) wybierają z tych snopów kłosy i wiją z nich wieńce, które złożone były z trzech bukietów a które potem wplatało się w jeden duży. Wtedy parobkowie mogli dopiero wyjąć sierpy spod snopów. Wówczas wołodyca czyli żniwiarka brała pszeniczny wieniec na głowę i prowadzona przez dwie drużki szła do dworu pana. Parobek robił to samo potem ale z żytnim wieńcem. Wówczas zebrani tam plebani tak śpiewali:
Konec zakona, konec
budemo nyty winec
Perełojko mała
de się budysz chowała?
Obżeły-ż my tu nywu
jak jaru tak ozymu
obżeły, powiazały
w kopojki poskładały
Śpyj panojku do woli
już nywojka u stodoli.
Kłaniając się i odchodząc tak mówili:
Prosyno na toj dar, szczo nam Pan Boh dał, przyjmite mały za welik – żeby Pan doczekaw obsiwaty – a my zbyraty.