Zakopane, Kopa Królowej

Wśród Kolbergowskich materiałów dotyczących Zakopanego znajdziemy m.in. historię Doliny Kościeliskiej: „Ciekawy jest początek nazwiska Doliny Kościelisko.

Podczas jakicheś wojen w Polsce wojska nieprzyjacielskie zapędziły się aż w te strony. Górale udali, że się cofają przed większą liczbą, i tym ruchem wprowadzili nieprzyjaciół pomiędzy góry, po czym przeciągwszy im w ciasnych miejscach odwrót głazami i drzewami spuszczonymi ze szczytów, do jednego ich znieśli. Od mnóstwa nieprzyjacielskich kości ta dolina przezwana została: Kościelisko. Właściwie owa porażka miała mieć miejsce w dolinie leżącej pod Giewontem, przy drodze z Zakopanego do Kościeliska, a zwanej dziś Biały Potok. Zdają się potwierdzać tę wieść rozrzucone po niej kości ludzkie do niezliczenia. Tę według jednej powieści mieli ponieść Szwedzi, według innej – Tatarzy”.

Znajdziemy także opowieść juhasów o Potworze:
„Jeden z juhasów, młody chłopak, zwinny jak giemza, wesoły i dowcipkujący, pogwizduje całą drogę, opowiada mi bajkę o Potworze, która pasała juhasom owce, użalając się piosenką, że nie ma się w co przyodziać. Ale potworze tej trudno było jakoś dogodzić, bo gdy jej wreszcie Górale, wzruszeni jej skargami, sprawili odzienie, zawołała z wyrzutem: Tak zeście mi prędko zapłacili! – i znikła na zawsze”.

A także opowieść o Janosiku:
„Janosik był to zbój głośnej sławy. Nie można go było złapać, dopóki miał trzy złote włosy, ukryte wśród czarnych kędziorów na głowie. Pozwolił się iskać kochance, która takowe wyrywała i wydała go. Złapanego otoczono sieciami z powały w nocy i za hak do powały przyczepiono. Siekierka jego skakała i stukała: Co to tam? Złapano ją, lecz się wyrwała i przerąbała 7 zamków więzienia. Włożono mu buty żelazne i pieczono go. Chciano go nakłonić do wiry, to jest, żeby się upamiętał, lecz on to uważał za hańbę i mówił: Kiedyście mnie upiekli, to mnie zjedzcie. W końcu obiecał jednak cesarzowi, że jeśli go puści, to mu stanie za parę regimentów. Ułaskawienie jednak za późno przybyło”.

Na chorobę górale mieli własne sposoby:
„Gdy kto ma biegunkę, czyli dyzenterię, wówczas bierze się łańcuch, czyli hamulec żelazny od woza, i gotuje go się w wodzie, po czym dają go choremu niby jeść do ust dla zahamowania biegunki”.

Przebywając w Zakopanem Oskar Kolberg wybrał się na Kopę Królowej, koło Stawów Gąsienicowych i na hali spotkał Górali, którzy prezentowali mu swój repertuar:

„Na hali, na hali
ogniczek się pali,
a ktoże go nakład?
Janiczek ze skali.

Zostańcie, owiecki,
zostańcie w dolinie,
zakim się suhajcyk
palenki napije.

Paście się, owiecki,
około górecki,
by wilk nie wyskocył
z carnej brzezinecki”.

„Hale moje, hale,
systkieście wy moje,
jeno ten wiersycek
kany mój Janicek.

Zabili Janicka
w zieleny ubocy,
jeno się od niego
magierecka tocy”.

Zanotował tam sporo melodii i pieśni. Wiele z nich nosi cechy zapisanych pospiesznie przez badacza improwizacji, które słyszał w wykonaniu muzyków.

Wśród tego bogatego zbioru oryginalnych melodii góralskich znajduje się również pieśń popularna do dziś:

„Hej, Madziar pije, hej, Madziar płaci,
na Madziara płaczą dzieci,
płaczą dzieci, płacze żona,
bo Madziara ni ma doma”.

Wśród zgromadzonych przez Kolberga zbiorów z Podhala istotne miejsce zajmują materiały Jana Kleczyńskiego.

Wiele lat po pobycie Kolberga w Tatrach w latach 1879–1884 melodie ludowe notowali tam Tytus Chałubiński, Ignacy Jan Paderewski i Jan Kleczyński. Chałubiński i Paderewski użyczyli swoich zbiorów Kleczyńskiemu do jego rozprawy „Melodie zakopiańskie i podhalskie” wydanej w 1888 roku w „Pamiętniku Towarzystwa Tatrzańskiego”. Kolberg przepisał całą tę pracę, pomijając akompaniament fortepianowy dodany przez Kleczyńskiego do autentycznych melodii i włączył tak opracowane teksty i zapisy nutowe do własnych zbiorów. W takiej Kolbergowskiej wersji praca Kleczyńskiego została opublikowana w wydanym współcześnie tomie „Gór i Podgórza” („Dzieła wszystkie” t. 45).

Oto fragmenty opisu tańca zbójnickiego jak go badacze widzieli w wieku XIX-tym, są to opisy Jana Kleczyńskiego, zredagowana przez Oskara Kolberga:
„Przy tańcach na wielką skalę, których kilkakrotnie dzięki prof. Chałubińskiemu byłem świadkiem bądź pod gołym niebem, bądź pod dachem, [obserwowałem] tak zwanego zbójnickiego.W czasie muzyki Górale z ciupagami w ręku łączą się w koło i mocno przytupując, krążą około ogniska. Dopiero część żywsza, zwana do zwyrtu, stanowi zwrot do ruchów tańca żywszych. Gdy w tym szalonym tańcu dojdą do pewnego zapamiętania się, wtedy zwalniają tempo, ale za to wykonują najśmielsze skoki w górę i spadając robią prysiudy.Ostatnią chwilą tańca tak zbójnickiego, jako też i zwykłych tańców jest tak zwany drobny”.

Dodać też można refleksję zanotowana przez Kleczyńskiego: „W określeniu przymiotnika „stara” mają Górale instynkt wielce trafny, czyli też dobrze zachowaną tradycję. Którą pieśń tak nazwą, ta z pewnością i muzyczne cechy starożytności mieć będzie”.